Krytyka Polityczna Krytyka Polityczna
145
BLOG

Piątek: Tłumaczenie z Balcerowicza

Krytyka Polityczna Krytyka Polityczna Polityka Obserwuj notkę 15

W „Gazecie Wyborczej” rozmawiają ze sobą moi dwaj idole - Leszek Balcerowicz i Witold Gadomski. Nie mogę takiej okazji przepuścić.

Jestem lingwistą z wykształcenia. Piszę książki. Przez wiele lat pracowałem jako copywriter, obserwując od środka biznes i jego język. Wcześniej przez wiele lat pracowałem w mediach, oglądając i opisując politykę, społeczeństwo oraz gospodarkę. Jeszcze wcześniej przez kilka lat pracowałem jako tłumacz. Myślę, że mam dostateczne kwalifikacje, aby przetłumaczyć to, co mówi Balcerowicz, na język polski.

Wywiad zaczyna się tytułem: Zostawcie mój kapitalizm w spokoju. Tego akurat tłumaczyć nie trzeba.

Następnie jest tak zwany lead, czyli rozbudowany podtytuł: Partie mają mandat od wyborców. Ci ostatni powinni się zastanowić, na kogo głosują. Węgry, by sfinansować swój deficyt, muszą dziś pożyczać pieniądze na 10 proc., Polska na 6 proc.

To znaczy: „Na czym polega polityka? Polityka polega na umiejętnym skomleniu u stóp międzynarodowych lichwiarzy: jasne pany, dajcie nam pieniążki na trochę niższy procent, żebyśmy mogli tu robić jakiś biznes i tworzyć miejsca pracy, a my wam za to obiecujemy, że nasi ludzie będą pracować naprawdę tanio, za michę i parę plastikowych gadżetów od święta”.

Następny cytat: Przymiotnik „neoliberalny” jest używany tak, jak kiedyś „burżuazyjny”. Chodzi o napiętnowanie bez konieczności wyjaśniania. Gdy wyzwiska zastępują argumenty, nie ma miejsca na debatę. Kapitalizm oparty jest na wolności działań gospodarczych.

To znaczy: „Nie wolno udawać, że dzisiejszy system czymś różni się od liberalizmu. Nie wolno nawet dodawać «neo» do «liberalizm». Nie wolno mówić o tym, że jakąkolwiek wolność gospodarczą najbardziej dławią wielkie korporacje finansowo-przemysłowo-polityczne. Nie wolno mówić o tym, że w wojnie dużych z małymi zawsze wygrywają duzi. Nie wolno mówić o tym, że wolną konkurencję zastąpiło dzielenie rynku przez oligopolistów. Nie wolno mówić o tym, że konkurowanie jakością zostało zastąpione przez marketingowe kłamstwa. Nie wolno mówić o tym, że kapitalizm nie jest już systemem samokorygującym się - wielcy mogą działać szkodliwie, a nawet głupio, nie ponosząc za to konsekwencji. Nie da się jednak ukryć, że «neoliberał» to wyzwisko”.

I jeszcze o kapitalizmie: Trzeba zadać pytanie - czy jest lepszy system? Doświadczenie pokazuje, że nie, bo socjalizm, czyli dominacja państwa nad gospodarką, wszędzie się skompromitował.

To znaczy: „Nie wolno wiedzieć, że istnieją rozmaite systemy mieszane, łączące elementy kapitalizmu i socjalizmu. Trzeba wierzyć, że jedyny wybór to wybór pomiędzy stalinowską nędzą-tyranią albo neoliberalną ruletką-kieratem”.

Dalej, o przyczynach kryzysu: Powinniśmy przeanalizować warunki, w jakich sektor finansowy działał. W znacznej części są one kształtowane przez państwa. […] Coraz więcej osób dochodzi do wniosku, że ważną przyczyną narastania bąbla spekulacyjnego na amerykańskim rynku nieruchomości była zbyt luźna polityka pieniężna Fed. Jako szef NBP uczestniczyłem w różnych debatach za granicą i byłem zdumiony argumentacją za obniżką stóp do 1 procentu w 2003 roku. Fed twierdził, że musiał to uczynić, by uniknąć deflacji. Dla uniknięcia urojonego niebezpieczeństwa, jakim była deflacja, zwiększono niebezpieczeństwo realne. Fed, obniżając stopy procentowe, przyspieszył bowiem wzrost kredytów. Nadmiar pieniądza na rynku poszukiwał lokat stwarzających nadzieje na wyższe zyski, a zarazem coraz bardziej ryzykownych. To zapoczątkowało cały łańcuch zjawisk, które ostatecznie doprowadziły do kryzysu.

To znaczy: „Trzeba wierzyć, że Fed jest instytucją publiczną, należącą do państwa, które jak wiadomo, jest złe. Nie wolno wiedzieć, że Fed jest dziwaczną hybrydą: ma przywileje i władzę instytucji publicznej, ale charakter i swobody prywatnej firmy - a ci, co tym dziwadłem kierują, raczej nie kierują się interesem publicznym”.

Następny cytat na ten sam temat: Inne przyczyny też nie leżą po stronie rynku. W USA była ogromna polityczna presja na udzielanie kredytów mieszkaniowych osobom, które nie miały odpowiednich dochodów. Taka socjalistyczna doktryna, że każdy musi mieć dom.

To znaczy: „Żadne społeczeństwo nie może przetrwać, jeśli skazuje na nędzę masę ludzi, a nie zakłada im na nogi kajdan. Jak w takiej sytuacji uniknąć buntu? Dogmaty ideologiczne nie pozwalają Amerykanom na wprowadzenie pomocy socjalnej dla najbiedniejszych. Tę lukę wypełnił bankowy socjalizm: kredyty, rozdawane na prawo i lewo przez prywatne banki. Było to możliwe, bo bankierzy idiotycznie uwierzyli, że większość dłużników zawsze kredyt spłaci i banki wyjdą na swoje. Politycy wspierali takie myślenie i działanie, bo wiedzieli, że bez tych kredytów mieliby krwawy bunt biednych. Oczywiście, byłoby lepiej, gdyby biedni te pieniądze dostali jako pomoc. Wtedy nie mieliby problemów ze spłatą długu, a banki nie miałyby problemów z długu odzyskaniem i nie byłoby tego kryzysu, który mamy. No, ale na to nie pozwala amerykańsko-balcerowiczowska ideologia, święta i nieomylna. Kryzys pokazuje, że instytucjonalna pomoc socjalna kosztowałaby nas wszystkich mniej niż jej brak. Ale wy nie możecie o tym wiedzieć, bo macie żyć w biedzie i lęku: system potrzebuje tanich pracowników. Macie żyć w nędzy, bez socjalu. I jak się okazuje, bez tanich kredytów. W tej sytuacji może trzeba będzie odkurzyć kajdany”.

Gadomski pyta Balcerowicza, czy firmy prywatne są w ogóle bez winy. Balcerowicz odpowiada: Duża część kryzysu to wynik błędnych decyzji polityki fiskalnej i monetarnej. Na to nałożyły się błędy na szczytach firm. Można się zastanawiać, dlaczego niektóre konglomeraty finansowe stały się tak duże, że wydawało się, że nie mogą już upaść. A jak firma nie może upaść, to jest wielki problem. Trzeba zrozumieć, jak mogły urosnąć takie monstra. Być może już samo przekonanie, że korporacja nie może upaść, sprawiało, że zaciągała kredyty taniej. Były one niejako ubezpieczone przez jej wielkość.

To znaczy: „No dobrze, jak już tak bardzo chcecie wiedzieć, to rzeczywiście, światem rządzą ogromne korporacje, którym wszystko wolno - i żaden wolnorynkowy mechanizm już ich nie karze za błędy. A skąd się te ogromne korporacje wzięły? Nie wiem. To bardzo dziwne. Moja naukowa i absolutnie bezbłędna teoria nie przewiduje ich powstania. Prawdopodobnie zleciały tu z Kosmosu. To desant złośliwych ufoludków, które w ten sposób chcą obalić moją pracę doktorską”.

Następny cytat: Rzeczywiście, sekurytyzacja spowodowała, że trudno było powiedzieć, gdzie jest ryzyko. Ale trzeba sięgnąć głębiej, by zrozumieć, dlaczego stała się tak masowa. Porozumienie dotyczące międzynarodowych regulacji finansowych, znane jako „Bazylea I”, określiło rangi ryzyka, poszczególnych form inwestycji bankowych. Niektóre rangi zostały określone błędnie i w konsekwencji preferowane były aberracje. Grupa ekspertów pod przewodnictwem Jacques’a de Larosiere’a, której byłem członkiem, postuluje zrewidowanie regulacji bazylejskich. Ale - zwracam uwagę - nie mówimy tu o działaniu rynku. Znowu docieramy do przyczyn kryzysu, które są poza rynkiem. Wadliwe ramy działania sektora finansowego tworzyły władze publiczne: rządy, parlamenty, banki centralne.

To znaczy: „Na bazarku kolejni handlarze sprzedawali sobie ciągle tę samą kanapkę, nie bacząc na to, że robi się coraz bardziej nieświeża. Żeby ukryć wstrętny zapach i żeby zwiększyć jej objętość, dodawali do niej proszku do prania, żwiru i piasku, aż powstał wielki Mega-Giga-Burger. W końcu wszyscy na bazarku go zjedli. I teraz wiją się w mękach. Ale to nie oni są winni, winne jest państwo”.

Gadomski pyta, czy w takim razie nie należałoby zwiększyć uprawnień państwa i instytucji kontrolnych, żeby ograniczyć niebezpieczeństwo pojawiania się trujących Mega-Giga-Burgerów. Balcerowicz odpowiada: To znów wymaga analizy. Czy wielkość kredytów była współmierna do siły gospodarki, czy też wynikała z polityki monetarnej banków centralnych i ulg podatkowych? Sądzę, że raczej to drugie. Widzimy np. duże różnice w narastaniu kredytów pomiędzy krajami, w zależności od tego, na ile rygorystyczny był nadzór nad rynkiem. To prowadzi do głębszych korzeni kryzysu. Wiele skomplikowanych instrumentów finansowych miało charakter ‘obejściowy’, bo gdy regulator nakłada na przedsiębiorstwa ograniczenia, zawsze starają się jakoś je obejść. Kiedy nakłada kolejne ograniczenia, to powstaje kolejna innowacja, by je obejść itd. Może zamiast ciągnąć ten „wyścig zbrojeń”, lepiej się cofnąć, zmniejszyć liczbę regulacji? Jest sporo badań empirycznych o skutkach napływu kapitału z zewnątrz kraju. Okazuje się, że im lepsze instytucje, tym większe korzyści z napływu kapitału. Im słabsze, tym większe ryzyko, że masowy napływ kapitału wywoła zakłócenia.

To znaczy: „Nie, winą państwa jest to, że w ogóle jest. Bo im bardziej państwo zwalcza trujące Mega-Giga-Burgery, tym sprytniej handlarze wprowadzają je na bazarek. Co nam w tej sytuacji może pomóc? Oczywiście państwo. Czyżbym sobie przeczył? A co, nie mogę? Belebelebeleble, państwo niedobre, a teraz już dobre, a teraz już znowu niedobre. Jam Baal-Cerowicz straszliwy, wszystko, co powiem, jest równie cudowne. Panie doktorze, wspaniałe mi pan proszki przepisał”.

Gadomski pyta, jak długo potrwa kryzys. Balcerowicz odpowiada: W normalnych warunkach recesje trwają kilka kwartałów i gospodarka sama z nich wychodzi. Kryzys lat 30. pokazuje jednak, że błędna polityka rządów może recesję przekształcić w długotrwałą depresję. W cyklicznej recesji, jaką znamy od ponad 100 lat, wzrost gospodarczy przybiera kształt litery V - gdy dochodzi do załamania, szybko następuje odbicie. W latach 30. mieliśmy literę L - po załamaniu przez długi czas gospodarka się nie podniosła. Opinia publiczna w wielu krajach, także w USA, ma błędny pogląd, dlaczego tak było. Uważa się, że najpierw prezydent Hoover nie zapobiegł kryzysowi, bo był zbyt bierny, a potem przyszedł Roosevelt, który za pomocą polityki New Deal wyciągnął gospodarkę z recesji. Prawda jest zupełnie inna. Faktycznie Hoover, który był inżynierem i patrzył na gospodarkę jak na mechanizm, który państwo musi nieustannie regulować, poczynił wiele błędów. Za wszelką cenę dążył do utrzymania, a nawet wzrostu płac. Wymuszał to na prywatnym sektorze, podnosił płace w sferze publicznej. Wielkim jego błędem było wprowadzenie ceł protekcyjnych, doprowadziło do załamania handlu światowego i przeniosło kryzys do innych krajów. Ale Roosevelt prowadził jeszcze gorszą politykę. Podniósł podatki. Opodatkował zyski nierozdzielone, czyli reinwestowane. Prywatne inwestycje były wypychane przez publiczne. Prywatni przedsiębiorcy zostali zniechęceni do inwestycji, co z kolei wywołało falę „gniewu ludowego” przeciwko kapitalistom, inspirowaną przez administrację Roosevelta […] Populistyczna polityka sprawiła, że gospodarka w 1937 r. ponownie pogrążyła się w recesji. Wyszła z niej dopiero w okresie wojny. Przykład działań Roosevelta pokazuje, że wiele zależy od tego, jak opinia publiczna ocenia działania antykryzysowe. Rooseveltowi udało się zjednać część środowisk opiniotwórczych. Stworzyły legendę Roosevelta, jako skutecznego polityka, który uratował kraj. Dopiero próba przejęcia kontroli nad Sądem Najwyższym spowodowała, że kongresmani zbuntowali się przeciwko prezydentowi, a opinia publiczna odwróciła od niego. Mam nadzieję, że Obama nie będzie naśladował Roosevelta w populistycznej polityce i metodach utrzymywania się przy władzy.

To znaczy: „Udawajmy, że wielki kryzys, spowodowany przez neoliberalizm, to tylko zwykła mała recesyjka. A jeśli się przedłuży i stanie totalną katastrofą, to wtedy powiemy, że to wina populistycznego państwa. Bo to zawsze wina państwa. W ogóle w warunkach demokracji, kiedy biedni mogą głośno upominać się o swoje prawa, a inteligenci im pomagają, trudno jest wyjść z kryzysu. Wtedy dobra jest wojna. A tak w ogóle idealna gospodarka ma kształt litery «i», takiego «i» z kropką. Ta większa i chudsza część staje na palcach, bo się łudzi, że w ten sposób dorówna mniejszej części - która odpoczywa na Księżycu”.

Gadomski rozumie z tego wszystkiego, że kryzys potrwa tym krócej, im mniej państwa zaangażuje prezydent Obama w jego rozwiązanie. Balcerowicz odpowiada mu: Tu raczej chodzi o to, jak szybko gospodarka USA odbije się od dna. To powinno niedługo wystąpić. Siła odbicia będzie zależała od poprawy opłacalności i klimatu dla prywatnych inwestycji. Czyli od tego, w jakim zakresie Obama będzie prowadzić politykę gospodarczą przeciwną do Roosevelta.

To znaczy: „Nie, eliminacja państwa nie jest aż tak ważna. Gospodarka raczej sama odbije się od dna i poszybuje, ona już tak ma. A żeby tak było, Obama właśnie musi wyeliminować państwo. Czyżbym znowu sobie przeczył? Belebelebeleble! Panie doktorze, złośliwe ufoludki ciągle się mnie czepiają, logiki żądają. I prawdy”.

Tomasz Piątek

Tekst ukazał się na witrynie www.krytykapolityczna.pl.
 

Krytyka Polityczna

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka