Krytyka Polityczna Krytyka Polityczna
130
BLOG

Sadura: Bez złudzeń w Iranie

Krytyka Polityczna Krytyka Polityczna Polityka Obserwuj notkę 12

Śledząc protesty, jakie wybuchły w Iranie po ogłoszeniu wyników wyborów prezydenckich, trudno oprzeć się dejà vû. Kilka lat temu zagraniczni luminarze podobnie kibicowali Tuskowi w starciu z Kaczyńskimi, entuzjazmując się wybawieniem, jakie Polsce i Europie przynieść miało zwycięstwo lidera PO. Zanim więc zaciśniemy kciuki za powodzenie Mir Hosejna Musawiego w - ulicznym już teraz - starciu z Mahmudem Ahmadineżadem, sprostujmy kilka mitów.

Musawi nie jest przeciwnikiem reżimu, który wyłonił się wraz z Rewolucją Islamską 1979 roku, lecz jednym z jego najbardziej zasłużonych działaczy. Od roku 1981 do 1989, a więc momentu, gdy wraz ze zmianą konstytucji i likwidacją urzędu premiera został odsunięty od władzy, pełnił nieprzerwanie funkcję premiera Republiki Islamskiej Iranu. Przypomnijmy, że w tym okresie ajatollahowie najpierw niezwykle krwawo rozprawili się z opozycją polityczną zewnętrzną wobec koalicji rewolucyjnej, następnie zaś - jeszcze brutalniej - rozbili opozycję wewnętrzną, sprzeciwiającą się konserwatywnemu kierunkowi nadanemu ruchowi przez Chomeiniego. Przez cały ten czas reżim wykrwawiał kraj w bezsensownej wojnie z Irakiem. Po roku 1989 Musawi trzymał się raczej na uboczu irańskiego życia publicznego, choć stale kojarzony był z tzw. „liberalnym” skrzydłem rządzących mułłów i wypatrywał szans na powrót do wielkiej polityki.

„Kandydatem ulicy” - jeśli już komuś musimy przyznać ten tytuł - jest raczej Ahmadineżad. Musawi to kandydat establishmentu i ewentualnie akademii. Nieprzypadkowo demonstracje na znak poparcia dla Musawiego wybuchają w północnym Teheranie, zamieszkałym przez przedstawicieli irańskiej elity.

Sam Ahmadineżad jest zaś frankensteinem wyhodowanym przez skartelizowaną machinę polityczną Iranu. To populista wykorzystujący wszystkie możliwości systemu i organizujący gniew i rozpacz irańskiej biedoty. Przejmuje i wyraża złość ulicy przeciw kaście politycznych kapitalistów, którzy ograbili naród z owoców rewolucji i zysków płynących ze sprzedaży ropy. Inna rzecz, że Ahmadineżad opiera swoją popularność na taktyce backlashu, przekierowując rozpacz narodu na innych: gejów, mniejszości etniczne i religijne, zepsutą i rozpustną młodzież, inteligentów, Żydów, Izrael i Amerykę.

Można rozumieć estetyczny wstręt, jaki budzi Ahmadineżad wśród wykształconych Irańczyków i świata zachodniego. Nie należy jednak mylić wstrętu z polityką. Musawi nie jest „mniejszym złem”, ale „innym złem”. Prawdziwe rozwiązanie dla Iranu może wyniknąć tylko z zakwestionowania fałszywej alternatywy, jaką były ostatnie wybory prezydenckie. Chyba, że nie chodzi nam o Irańczyków, a jedynie o entuzjazm, jaki wywołują w nas same wydarzenia oraz treści, jakie możemy na nie projektować? Ostrożnie! Tak już było w roku 1979, kiedy niemal cała intelektualna Europa kibicowała Chomeiniemu.

Przemysław Sadura

---

Tekst ukazał się na witrynie www.krytykapolityczna.pl.
 

Krytyka Polityczna

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka