Krytyka Polityczna Krytyka Polityczna
107
BLOG

Dziewięcka: Kumpel Kierzkowska

Krytyka Polityczna Krytyka Polityczna Polityka Obserwuj notkę 1

- Fajna jestem – „Dużemu Formatowi” z 23 lipca powiedziała Ewa Kierzkowska, nowa wicemarszałek Sejmu, czyli piąta osoba w państwie. Wierzę jej. Wygląda na porządną, silną, pracowitą kobietę, taką fajną właśnie. Ale nie mogę zareagować obojętnie na jej wypowiedź dotyczącą parytetów. Czemu Ewa Kierzkowska jest przeciwna parytetom? Bo „przyniosłyby jedynie skutki odwrotne do zamierzonych, czyli ludzie by nie zagłosowali”. Hm, można odpowiedzieć jak baca: prorokini, czy co? Może jednak by zagłosowali? Jak nie wiemy, to obie odpowiedzi są równie prawdopodobne.

Ten cały sprzeciw prawicowych środowisk wobec parytetu wydaje się wynikać z: niezrozumienia, o co chodzi w parytetach, z przymusu ustawiania się w kontrze do środowisk lewicowych lub ze zwykłej dyskryminacji kobiet. Wszystkie trzy odpowiedzi wydają się trafne. Ale o ile takie stanowisko niektórych mężczyzn (nazywanych też miśkami) może wynikać z niepokoju podobnego do tego, jaki przeżywa rozpieszczony jedynak, któremu ma się urodzić młodsza siostra, o tyle u kobiet taka postawa zdumiewa. Co więcej, przebija przez nią ten przysłowiowy już brak solidarności kobiet. Zjawisko, o którym wiele się mówiło na niedawnym Kongresie Kobiet, w którym pani marszałek wzięła udział. O parytetach było głośno po samym kongresie, ale wywiad jest o tyle wart skomentowania, że pani marszałek opowiada w nim właściwie również o tym, czemu parytety są potrzebne…

Wróćmy jednak do niezrozumienia idei. Czy w parytetach chodzi tylko o to, żeby ludzie głosowali na kobiety, czy może o to, żeby mieli taką możliwość, wybór? O to, żeby listy wyborcze nie były tworzone tylko przez mężczyzn, którzy wpisują na nie mężczyzn – swoich kolegów, czy żeby kobiety miały szanse się na nich znaleźć. Ktoś odpowie, że przecież mają i Ewa Kierzkowska też na takiej liście była. Zanim jednak udzieli takiej odpowiedzi, niech poczyta w tym samym wywiadzie o byciu kolegami…

Pani marszałek ze śmiechem opowiada, jak na obiad z kolegami z partii przyprowadziła dwie koleżanki. Gdy wyszły do toalety, jeden z kolegów powiedział: „jak dziewczyn nie ma przy stole, to wam teraz opowiem…”. Z jednej strony pani marszałek nie wie, czy się tym martwić, z drugiej uważa za wyróżnienie – objaw zaufania.

Wyobraźmy sobie odwrotną  sytuację. Marszałek Sejmu lub Senatu - czyli Komorowski albo Borusewicz - opowiada, że koleżanki z partii zaczęły go już w zasadzie traktować jak jedną z nich. Relacjonuje z pewną  dumą i kokieterią: - Kiedyś przyprowadziłem na lunch dwóch kolegów. Gdy obaj wyszli do toalety, jedna z koleżanek zaczęła: „to jak chłopców nie ma, to coś wam powiem”.

Śmieszne? Żenujące? Niemożliwe? Absurdalne? U niektórych budzące nawet niechęć? Taki marszałek wzbudziłby tylko politowanie, nie?

I teraz proste pytanie: czemu pani wicemarszałek z pewną dumą opowiada, że jest traktowana jak kumpel? Dlaczego przedstawia to jako coś nobilitującego – ufają mi? Czy odpowiedź nie jest równie prosta? Właśnie dlatego, że nie ma żadnej równości. Chcę przynależeć do tego świata kumpli, bo to kumple, a nie koleżanki rządzą. I jak się stanę jednym z kumpli, zacznę zachowywać jak kumple i popierać kumpli to uznają mnie za kumpla i włączą do swoich spraw. Nasuwa się jednak kolejne pytanie. Do kiedy będą mnie potrzebować. I o tym też zdecydują kumple. Wtedy, gdy dziewczyn nie będzie przy stole. Bo tajemnicą poliszynela jest, że wiele list wyborczych powstaje na kumpelskiej wódce bez dziewczyn.

Jednocześnie z wywiadu wyłania się portret ideologiczny Ewy Kierzkowskiej tak spójny, jak portret psychologiczny Raskolnikowa w „Zbrodni i karze”. Portret porządnego konserwatysty. Czy też konserwatystki. Takiej, co jak ją spytać czy jest feministką, to zareaguje jak diabeł na święconą wodę. I na pytanie, czy tatuś w ZSL nie wspierał komunizmu. O nie, nie, nie, to by było przecież zbyt wywrotowe. To był przecież porządny człowiek. Takiej, która uważa, że dziecko powinno mieć matkę i ojca, kobieta winna wyglądać kobieco, ustawa antyaborcyjna jest kompromisem, nie przepada za feministkami, no i parytety są be…

Podziwiam panią marszałek za to, że jest teraz pierwszą kobietą w państwie, ale nie podziwiam za brak solidarności wobec kobiet, za oddawanie reguł  mężczyznom – czy też miśkom - i brak zrozumienia dla tych mechanizmów. Opowiada ona o oddaniu prezesowi Pawlakowi, ale ani razu nie wspomina o lojalności wobec koleżanek z partii, z Sejmu. Dołącza ona do tych kobiet sukcesu, które mówią: jak ja mogłam, to inne też. Dla „DF”: „ja sama (…) jestem najlepszym dowodem na to, że kobiety nie muszą mieć żadnych kompleksów.” Kobiety nie mają kompleksów, kobiety nie mają też równych szans. A wielu prezesów potrzebuje oddanej kobiety i wspiera kobiety, ale to żadna równość.

No i w końcu wiadomo, że o parytety walczą feministki, które nie są fajne. A jaka jest pani marszałek? No przecież fajna jest.

Daria Dziewięcka
 

---
Tekst ukazał się na witrynie www.krytykapolityczna.pl.
 

Krytyka Polityczna

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka